poniedziałek, 21 października 2013

11.10.2013 - PEWNEGO RAZU W NOWYM SĄCZU


      Spędziliśmy noc w smutnym sieciowym hotelu na szarych przedmieściach Krakowa.. Nie mieliśmy czasu na odwiedzenie  Rynku, z daleka mignął jedynie Wawel, pyszniący się na nadwiślanym wzgórzu. Z szerokiej obwodnicy wyjechaliśmy na wąska, krętą drogę do Nowego Sącza. Byłam tu ostatnio dziesięć albo jedenaście lat temu - i niewiele, się zmieniło.
     Droga przecina wioski i niewielkie osady. Zabudowania - raczej ubogie - na wielu opuszczonych lub niewykończonych budynkach - banery "WYNAJMĘ" lub "SPRZEDAM".
Stukilometrowy odcinek ciągnie się niemiłosiernie. Wreszcie, w oddali, majaczy tablica miejska oraz obficie przeszklony budynek, rodem z lat osiemdziesiątych - Fabryka Lodów "Koral".
     Mijamy, resztki murów miejskich  i Zamku. Słoneczne promienie leniwie przeciskają się przez grube obłoki.   Zaopatrzona w aparat i gruby sweter, w nadziei spoglądam, na wywieszony na  Miejskim Muzeum plakat, obwieszczający wystawę rysunków  Wyspiańskiego,  Wyczółkowskiego, Weissa i Witkiewicza - będę miała gdzie się schronić, jeśli zacznie padać deszcz :-)... na razie jednak nie pada ... a więc idę "polować"  na niezwykłe kadry i szukać ciekawych miejsc.
    Jak to zwykle w małym miasteczku bywa, wita mnie odnowiony rynek z pięknym ratuszem, dalej ulica Jagiellońska, równiutko wybrukowana, nowe ławki, żeliwne śmietniki, piękne latarnie.  Obok odrestaurowanych kamienic, stare fasady z obłażącą farbą.
    Snuję się powoli, pstrykając zdjęcia. Podążam zasugerowaną marszrutą. Ulica Jagiellońska doprowadza mnie do Miejskich Plant. Słońce wydobyło się spoza chmur i igra z, drgającymi na lekkim wietrze kolorowymi liśćmi. Jest ciepło. Niewiele ławek pozostaje wolnych : starsi ludzie, mamy z dziećmi, licealiści - pewnie na wagarach :-) . Nikt się nie spieszy.  Niewielka fontanna wzbija w powietrze tysiące mieniących się kropel. Wyglądają jak pokruszony lód.
    W oddali, na krótko przystrzyżonym trawniku', "tańczą" spiżowe postacie.




 
 
  
********************************** 

     Postanawiam wrócić bocznymi uliczkami. Nierówne, wąskie chodniki, brudne ściany kamienic. Okropne, pstrokate szyldy. Choć to blisko rynku i deptaku, nie ma tu niestety stylowych latarni oraz śmietników.  Staję przed wielkimi, metalowymi, pomalowanymi na zielono wrotami. Są lekko uchylone... zaglądam i widzę przepiękne patio. Porośnięta winem, drewniana galeria... Cudo!
 

      
 
 


                     



                                *******************************************

                  Zaglądam do wnętrza secesyjnej klatki... zachęcają mnie dwuskrzydłowe ciężkie drzwi, gięte metalowe elementy łączone z drewnem, za progiem ceramiczne kafelki w kolorach sepii i sangwiny... i znowu niespodzianka przechodzę przez klatkę na wewnętrzne podwórko, teraz zaniedbane, ale noszące ślady dawnej świetności. Budynki zbudowane na planie kwadratu, tworzą wewnętrzna "studnię".  Połączeniem pomiędzy nimi są, przerzucone w powietrzu galerie, wykończone  koronkowymi balustradami.


 

 
 
 
 
 
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz