Spędziliśmy noc w smutnym sieciowym hotelu na szarych przedmieściach Krakowa.. Nie mieliśmy czasu na odwiedzenie Rynku, z daleka mignął jedynie Wawel, pyszniący się na nadwiślanym wzgórzu. Z szerokiej obwodnicy wyjechaliśmy na wąska, krętą drogę do Nowego Sącza. Byłam tu ostatnio dziesięć albo jedenaście lat temu - i niewiele, się zmieniło.
Droga przecina wioski i niewielkie osady. Zabudowania - raczej ubogie - na wielu opuszczonych lub niewykończonych budynkach - banery "WYNAJMĘ" lub "SPRZEDAM".
Stukilometrowy odcinek ciągnie się niemiłosiernie. Wreszcie, w oddali, majaczy tablica miejska oraz obficie przeszklony budynek, rodem z lat osiemdziesiątych - Fabryka Lodów "Koral".
Mijamy, resztki murów miejskich i Zamku. Słoneczne promienie leniwie przeciskają się przez grube obłoki. Zaopatrzona w aparat i gruby sweter, w nadziei spoglądam, na wywieszony na Miejskim Muzeum plakat, obwieszczający wystawę rysunków Wyspiańskiego, Wyczółkowskiego, Weissa i Witkiewicza - będę miała gdzie się schronić, jeśli zacznie padać deszcz :-)... na razie jednak nie pada ... a więc idę "polować" na niezwykłe kadry i szukać ciekawych miejsc.
Jak to zwykle w małym miasteczku bywa, wita mnie odnowiony rynek z pięknym ratuszem, dalej ulica Jagiellońska, równiutko wybrukowana, nowe ławki, żeliwne śmietniki, piękne latarnie. Obok odrestaurowanych kamienic, stare fasady z obłażącą farbą.
Snuję się powoli, pstrykając zdjęcia. Podążam zasugerowaną marszrutą. Ulica Jagiellońska doprowadza mnie do Miejskich Plant. Słońce wydobyło się spoza chmur i igra z, drgającymi na lekkim wietrze kolorowymi liśćmi. Jest ciepło. Niewiele ławek pozostaje wolnych : starsi ludzie, mamy z dziećmi, licealiści - pewnie na wagarach :-) . Nikt się nie spieszy. Niewielka fontanna wzbija w powietrze tysiące mieniących się kropel. Wyglądają jak pokruszony lód.
W oddali, na krótko przystrzyżonym trawniku', "tańczą" spiżowe postacie.
**********************************
Postanawiam wrócić bocznymi uliczkami. Nierówne, wąskie chodniki, brudne ściany kamienic. Okropne, pstrokate szyldy. Choć to blisko rynku i deptaku, nie ma tu niestety stylowych latarni oraz śmietników. Staję przed wielkimi, metalowymi, pomalowanymi na zielono wrotami. Są lekko uchylone... zaglądam i widzę przepiękne patio. Porośnięta winem, drewniana galeria... Cudo!
*******************************************
Zaglądam do wnętrza secesyjnej klatki... zachęcają mnie dwuskrzydłowe ciężkie drzwi, gięte metalowe elementy łączone z drewnem, za progiem ceramiczne kafelki w kolorach sepii i sangwiny... i znowu niespodzianka przechodzę przez klatkę na wewnętrzne podwórko, teraz zaniedbane, ale noszące ślady dawnej świetności. Budynki zbudowane na planie kwadratu, tworzą wewnętrzna "studnię". Połączeniem pomiędzy nimi są, przerzucone w powietrzu galerie, wykończone koronkowymi balustradami.